A A A
  • Włodzimierz Zientarski fot. Gala
    Włodzimierz Zientarski fot. Gala

Wsłuchać się w Maćka - Gala 12/2009

„Wiem, że powinniśmy powtarzać to jak mantrę: liczy się tylko dobro Maćka”. Rok po ciężkim wypadku syna Włodzimierz Zientarski, znany dziennikarz przyznaje: „Nasza rodzina jeszcze długo nie będzie miała normalnego życia. Odciąłem to, co było przed kraksą”. GALA: Dzień wypadku Maćka często do pana wraca?


WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Nie, w ogóle. Świadomie postanowiłem o tym nie myśleć. Nie dotykam tego tematu w swojej wyobraźni, nie analizuję. Odłożyłem na bok. Został po tamtej stronie życia, którą odciąłem.

 

GALA: Po każdej traumie trzeba zbudować nowe życie. To bardzo trudne.

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Tamtego świata już nie ma i nic go nie przywróci. Tak sobie trzeba powiedzieć, żeby nie zwariować. Kiedy w 1991 roku po 20 latach pracy zwolnili mnie z TVP, wiele razy przychodziłem i patrzyłem w okna na Woronicza. Po wypadku Maćka powiedziałam sobie: „W żadne okna już nie będę patrzył”.

 

GALA: Maciek nie pamięta wypadku?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: W ogóle. Natura wyposażyła nas w cudowny mechanizm obronny. Gdyby Maciek i inni ludzie, którzy przeszli tak straszne wypadki, pamiętali to, co się zdarzyło, podejrzewam, że nie wyszliby z traumy do końca życia. GALA: Pamięta życie sprzed wypadku?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Luka pamięciowa jest dość głęboka, w niektórych sprawach sięga nawet wielu miesięcy przed wypadkiem. Maciek pamięta pewne odcinki, urywki. Powoli zaczyna je łączyć w ciąg zdarzeń. Jak jest zmęczony, znów się rozdzielają. Z całą pewnością jedną rzecz pamięta doskonale: wszystkie przepisy ruchu drogowego, idealnie, o każdej porze dnia i nocy. Budowę silnika, całą wiedzę o samochodach, historię motoryzacji ma w jednym palcu. Nie ma w tym żadnej wyrwy. Najdrobniejsze fakty wyciąga błyskawicznie, jak za naciśnięciem klawisza w komputerze. Zdumiewa mnie i zachwyca. GALA: Pamięta długie miesiące leżenia w szpitalach?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Zupełnie nie. I myślę, że to bardzo dobrze. Kiedyś zobaczyłem w telefonie Maćka jego zdjęcia z całego okresu choroby. Wszystkie najgorsze obrazy, straszne... Pod respiratorem, z połamanymi rękami... Robiła je jego żona, jakby dokumentowała całą tragiczną historię. Nie rozumiem, po co to robiła. Rozmawiałem z terapeutami i postanowiliśmy wszystko wykasować. Maciek musi podjąć walkę ze swoją przeszłością, ale nie za pomocą takiej psychodramy.

 

GALA: Jeszcze latem Maciek miał zaburzenia pamięci bieżącej. Nie pamiętał, co robił godzinę wcześniej. Nadal tak jest?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: To się powoli zmniejsza. Robię mu próby. Pyta mnie, gdzie coś leży, mówię: „Przecież wiesz”. Maciek: „Nie wiem”. Ja: „Na pewno wiesz, poszukaj”. Na ogół mu się udaje. Ale kłopoty z pamięcią będą trwały. Terapeuci mówią, że minimum dwa, trzy miesiące, ale może być, że nawet rok. Kiedy w czerwcu ubiegłego roku Maciek na własnych nogach wyszedł ze szpitala, wydawało mi się, że za dwa miesiące wracamy do roboty. Dzisiaj już tak nie myślę. Przed nami długa droga i pytanie: „Do kogo idziemy?”.

 

GALA: Być może nie do Maćka sprzed wypadku.

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Tak właśnie sobie powiedziałem. Idziemy do zupełnie nowego człowieka. On idzie, my tylko mu pomagamy. GALA: Syn głęboko wierzy, że jeszcze będzie prowadził samochód?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Maciek zawsze miał w sobie dużo odwagi. To mu zostało. Samochód jest dla niego wszystkim, kocha ten świat. Jest w tym coś wspaniałego, że Maciek ma tak wielką pasję i że jej nie porzucił. Maciek będzie jeździł samochodem. Więcej, jestem przekonany, że będzie jeździł bardzo dobrze.

GALA: Siedział już za kierownicą?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Kilka razy, ale nie jeździł. Widziałem, jak układa ręce na kierownicy, nogi na pedałach, jak odwraca głowę, jakby cofając, jak wirtualnie zmienia biegi. A najważniejsze, widziałem wtedy jego oczy. Szczęśliwe... Maciek jest stworzony dla auta i auto jest dla niego partnerem. Nie zgubił tego.

 

GALA: Kiedy jedziecie samochodem, denerwuje się, że to nie on prowadzi?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Mocno się wtedy wkurza. Wiele razy o tym mówił. Bardzo tęskni za prowadzeniem. Źle się czuje, że wszędzie go wozimy, kompletnie nie jest do tego przyzwyczajony. Próbuję z naszej jazdy robić zabawę. Mówię: „Maciek, dzisiaj pokażesz mi, jak dojechać na jakąś tam ulicę”. Robię z nim trudne wycieczki po Warszawie po to, żeby zobaczyć, czy pamięta. Okazuje się, że pamięta i trafia. Czyta nazwy ulic, kojarzy, że następna jest za rogiem. Widać, że jego mózg pracuje, zaczyna być stymulowany naszą zabawą na drodze.

 

GALA: Razem prowadziliście programy radiowe i telewizyjne. Brakuje panu tego?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Maciek miał niesamowity... ma niesamowity telewizyjny talent. Tak budowaliśmy nasze programy, żeby być w sporze pokoleniowym. Bardzo mi tego brakuje. Teraz prowadzę program radiowy z moją córką Joasią. Kobieta nie zaatakuje tak brutalnie jak Maciek, ma więcej delikatności, bo nie chce człowiekowi zrobić krzywdy. Maciek czasem walił między oczy.

 

GALA: Maciek mieszka teraz ze swoją mamą i siostrą Joanną. Jego żona Beata zarzuciła panu w jednym z tabloidów, że nie pozwala jej się pan kontaktować z Maćkiem. Padły mocne słowa: „Teściowie dosłownie uprowadzili mi męża”.

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Takich spraw nie powinno się roztrząsać w prasie. Rodzinne problemy załatwia się w rodzinie. Ale skoro pani pyta, to powiem tylko tyle: jego żona postanowiła wyprowadzić się, zabrać Maćka od rodziny. Od lat mieszkali w segmencie przylegającym do domu mamy Maćka. Dobrze pamiętam tamten dzień. Matka Maćka zadzwoniła do mnie, natychmiast przyjechałem. Atmosfera była wręcz surrealistyczna. Ogromny pokój, przy pianinie siedział syn Maćka z nauczycielką muzyki. Jacyś ludzie wynosili meble, Maciek stał zdezorientowany. Pytam go, czy się wyprowadza, i słyszę: „Nie, ja zostanę z wami, w domu”. Niedawno w sądzie zapytano go: „Dlaczego pan się nie wyprowadził z żoną?”. Maciek powiedział: „Dlatego że tu, w domu mamy, jest miłość”. Moja córka Joanna często wspomina, że Maciek przez długie miesiące po wypadku, kiedy mieszkał w domu z Beatą i dziećmi, przychodził do nas, chciał pobyć, pogadać. I to Beatę denerwowało.

 

GALA: To bardzo trudna sytuacja, ale jednego jestem pewna: wszystkie bliskie Maćkowi osoby powinny razem usiąść i powiedzieć: „My teraz nie jesteśmy ważni. Ważny jest tylko Maciek. Myślmy o nim, a nie o naszych wzajemnych urazach”. To możliwe?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Potrzebne są tu dwie strony. Żeby osiągnąć jakiekolwiek porozumienie, trzeba rozmawiać. Inaczej się nie da.

 

GALA: Pan nadal jest otwarty na rozmowę, gdyby żona Maćka do pana zadzwoniła?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Zawsze byłem i jestem gotowy. Liczy się jego dobro, jego dzieci. Naszym zdaniem – moim, mamy i siostry, należy słuchać, co Maciek mówi, czego chce, pragnie, czego mu brakuje, jak chce żyć, w którą stronę iść. Nie można traktować go jak człowieka, który ma uszkodzony mózg i nie należy się z nim liczyć. Najważniejsza sprawa: posłuchać Maćka. Każdy z nas musi to sobie powtarzać jak mantrę. Ma pani rację, my nie jesteśmy w tym momencie ważni. Wszyscy psychologowie, którzy go badali, mówią, że Maciek ma pełne rozeznanie własnych słów, czynów i moralności. Doskonale już wie, czego pragnie. Czasem ma tylko problem z realizacją. Podam pani prosty przykład: chce zadzwonić do znajomych, ale trochę to trwa, zanim sięgnie po telefon. Często myślę, ile jeszcze zła go dotknie na skutek tego wszystkiego, co wokół niego się dzieje...

 

GALA: Tego zła w ogóle nie powinno być. Maćkowi najbardziej potrzebny jest emocjonalny spokój.

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Jego rehabilitacja nie przebiega tak, jak powinna, bo docierają do niego sygnały konfliktu. Walczy z innymi sprawami, zamiast myśleć tylko o powrocie do zdrowia. Ciężko mi o tym mówić. Nikt z członków rodziny nie może mieć monopolu na rację. Trzeba słuchać lekarzy, psychiatrów, psychologów, terapeutów i siebie nawzajem.

 

GALA: Czy Maciek ma kontakt ze swoimi synami?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Nie. To wielki dramat. On zwyczajnie, po ludzku za chłopcami tęskni. Wszyscy za nimi tęsknimy. Tak naprawdę czekamy, żeby dali znak. Po prostu... Żyliśmy przez wiele lat w jednym domu, wszyscy byliśmy razem. Ten świat został zburzony. Wszyscy terapeuci syna mówią, że Maciek ma bardzo mocno zakodowaną potrzebę pewnego moralnego porządku. Chaos bardzo go boli.

GALA: Jak wygląda teraz dzień Maćka?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Zawsze wspólnie z mamą i Joasią jedzą śniadanie, kolację, dużo rozmawiają. Maciek urządził sobie dwa pokoje, ma tam swój mały świat. Często zabieram go na zdjęcia, wiele godzin każdego dnia wypełnia rehabilitacja. Neuropsycholog, psychiatra, terapeuta od mowy, specjalista od ćwiczenia pamięci, rehabilitanci. To wspaniali ludzie, którzy wkładają wiele wysiłku popartego ogromną wiedzą i wyczuciem, by Maciek wrócił do zdrowia.

 

GALA: Niektórzy są z nim od początku?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Wielu. W dwa tygodnie po wypadku spotkałem na korytarzu szpitala bardzo ładną, miłą kobietę. Podeszła do mnie i powiedziała: „Niech się pan tak nie denerwuje, ja nie takie przypadki widziałam. Z Maćkiem będzie dobrze, będzie chodził i mówił”. To była pani Magda Socha, która do dziś jest rehabilitantką Maćka razem z panią Olgą Szymańską. Dzięki nim zdobyłem pewność, że będzie dobrze. To jedno zdanie pani Magdy tchnęło we mnie więcej wiary niż tysiące innych słów otuchy. GALA: Maciek wie, że czeka go przesłuchanie i być może proces?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: W ogóle nie rozmawiamy o tym. Maciek został osądzony przed sprawą. Cała prasa pisała, że to on prowadził. Protestowałem nie dlatego, że chcę go oczyścić, ale dlatego, że nie ma jeszcze wyroku. A dopóki nie ma wyroku sądowego, Maciek jest niewinny. Wiele spraw jest tu dla mnie bardzo bolesnych. Ale najbardziej jedna – po kilku tygodniach od wypadku dowiedziałem się, kto ratował Maćkowi życie. Młody człowiek, był wtedy na spacerze z psem. Zobaczył wypadek, natychmiast podbiegł. Jarek (Jarosław Zabiega, dziennikarz „Super Expressu”, z którym Maciej jechał w ferrari – przyp. red.) już nie żył, Maciek jeszcze oddychał. Położył go na plecy, wyciągnął język, szybko przyjechało pogotowie. Chciałem się z nim spotkać, popatrzeć w oczy i powiedzieć: „Dziękuję”. Wszyscy adwokaci mówili: „Broń Boże, nie możesz. To będzie uznane za nakłanianie świadka do jakichś zeznań”. Posłuchałem ich. I powiem szczerze, zachowałem się jak skończony łajdak. Do dziś się tego wstydzę. Moje człowieczeństwo poszło wtedy w pięty. Chociaż teraz, może zbyt późno, pragnę temu panu podziękować.

 

GALA: Wszystko dzieje się w życiu po coś. Pan już wie, po co?

 

WŁODZIMIERZ ZIENTARSKI: Maciek po tym wszystkim będzie innym człowiekiem, myślącym głębiej, z większą uczuciowością. Nigdy wcześniej nie powiedziałby słowa „miłość”, nie przeszłoby mu przez gardło. Teraz zrozumiał, co to znaczy kochać, tęsknić. Dostał straszną lekcję życia, może za bardzo brutalną. Nigdy jednak nie wolno powiedzieć: „pas, wszystko się skończyło”, bo może właśnie teraz wszystko się zaczęło.

 

http://www.gala.pl/gwiazdy/wywiady/zobacz/viewpointer/2/artykul/wlodzimierz-zientarski/

 

Rozmawia: Alina Mrowińska
Zdjęcia: Wojciech Prokopczuk/Forum, Piotr Fotek/Reporter, Marcin Dłachowiczowski/Forum
GALA 12/2009